To było moje trzecie podejście do tego biegu. Zawsze było jakieś “ale” i nie mogłam dojechać. W tym roku obiecałam sobie krótki odpoczynek po Dalmacija Ultra Trial , ale Asia tak namawiała, że nie mogłam nie pojechać. Zabrałam prywatnych kibiców i ruszyliśmy z Warszawy.
Na miejscu nie było problemu w ogóle z parkowaniem, pakiety można było odbierać praktycznie do samego końca, a Wolontariusze mieli uśmiechy od ucha do ucha … i mnóstwo dyń.
Jeśli chce się tu wystartować, to trzeba być szybkim. I nie mam tu na myśli rekordów życiowych. Pakiety rozchodzą się jak świeże bułeczki a miejsc mało. Cena – 30 PLN, a w pakiecie – numer startowy, odblaski, świecąca opaska na rękę , długopis, coś czego nie wiem jak użyć 😉 i … piwko. Ciekawy zestaw, cena przyjemna, żeby nie powiedzieć mała i nie ma “kolejnej” koszulki.
W tym roku gościem specjalnym była Wanda Panfil. Przesympatyczna kobieta i ciągle szybka – zajęła 3 miejsce Open. Cieszę się, że o takich gwiazdach nie zapominamy i coraz częściej można je spotkać na różnych biegach.
Przed startem obawiałam się, że nogi zamulone górami nie będą chciały za bardzo współpracować i że będę ociężałe. Postanowiłam biec na wyczucie, z zapasem. Pierwszy kilometr i czas 4:18. Wiedziałam, że to za szybko, ale było z górki i początek. Kolejny kilometr to już podbieg więc czas 4:41 wcale mnie nie zdziwił, a wręcz byłam przekonana, że takie będzie moje tempo do końca. 4:33, 4:33 – dwa kolejne i tak równe kilometry zaskoczyły mnie, bo czułam się świetnie, praktycznie nikt mnie nie mijał, tylko to tempo w mojej ocenie jakoś dziwnie szybkie. Uśmiechałam się do siebie i biegłam dalej, a kiedy zobaczyłam metę za zakrętem, odpaliłam 6 bieg i wpadłam na metę z czasem ostatniego kilometra 4:17, a ogólnie czas z całego biegu 22:54 jest dla mnie mega zaskoczeniem. Przed biegiem w ciemno brałabym wszystko poniżej 25min.
Każdy kilometr biegu był oznaczony… dynią. W końcu to bieg o gorącą dynię 😉
Trasa w mojej ocenie bardzo fajna, nie trudna. Kibiców jeszcze może nie za wielu, ale pewnie z czasem to się zmieni. Na mecie woda, super medal i pyszna szarlotka!
W losowaniu miałam szczęście i wylosowałam zestaw produktów od #dashrade – będą idealne do testów podczas przygotowań do maratonu.
No i ta dynia na końcu dla każdego chętnego 😉 Można było zabrać ze sobą do domu. Będzie zupka 😀
Jeśli mignie Wam w przyszłym roku informacja o tym biegu, to przemyślcie dwa razy zanim przesuniecie palcem “dalej”. Dla mnie bardzo fajny bieg w “dyniowej” atmosferze. Jeśli będę mieć szczęście zapisać się na szóstą edycję to z przyjemnością to zrobię.
No Comments